Dzień 17. Emilia zmarła w nocy. Jej wyczerpany ciągłą walką z chłodem i chorobą organizm w końcu się poddał. Marin opuścił dom poprzedniego wieczoru. Miał chyba dość głodowania i nieustających ataków szabrowników. Katia popadła w skrajną depresję. Siedzi na podłodze i nie chce się ruszyć. Jako tako trzyma się tylko Boris. Ale nie spał od trzech nocy, jest ranny, chory i na skraju załamania. Dla nich ta wojna jest już przegrana.
This War of Mine jest grą o wojnie. Mało oryginalna tematyka, prawda? Co roku wychodzą dziesiątki tytułów nawiązujących w ten, czy inny sposób do konfliktów zbrojnych. A jednak dzieło 11bit Studios jest nietypowe. To gra o wojnie – ale pokazanej z perspektywy cywila. Nie prowadzisz tu dziarskiego Rambo kładącego pokotem zastępy nieprzyjaciela. Nie dowodzisz oddziałem komandosów, z zegarmistrzowską precyzją realizującego założenia misji. Nie kierujesz batalionami czołgów, ani nie tworzysz baz i jednostek. Masz do dyspozycji garstkę wystraszonych i głodnych everymanów – kucharzy, dziennikarzy, lekkoatletów, prawników. A jedynym Twoim celem jest zapewnić im przetrwanie w oblężonym mieście.
W moim magicznym schronie wszystko się zdarzyć może.
Akcja gry toczy się w fikcyjnym mieście Pogoren. Kraju nie znamy, ale imiona postaci i scenografia nasuwają silne skojarzenia z konfliktem bałkańskim. Zresztą twórcy otwarcie mówią o inspiracji wspomnieniami z oblężenia Sarajewa. Każdy dzień rozgrywki podzielony jest na dwie fazy. Za dnia życiu bohaterowów zagrażają wszechobecni snajperzy, zostają więc w domu. Rozbudowują go, wytwarzają niezbędne produkty, opatrują rany, odpoczywają, jedzą, przyjmują wizyty sąsiadów i wędrownego handlarza. Noc to pora szabru. Po zmroku można w miarę bezpiecznie wyprawić się do okolicznych zabudowań po materiały, żywność, czy elementy broni. Ktoś powinien również zostać na straży, bo szarbują nie tylko Twoi ludzie. No i ktoś powinien normalnie się wyspać, inaczej następnego ranka przywita Cię banda ślamazarnych zombie.
Hej ho, hej ho, na szaber by się szło.
Największą zaletą gry, której szczerze twórcom gratuluję, jest to jak silnie oddziałuje na emocje. Klimat jest ciężki, przygnębiający. I wymusza na Tobie decyzje, które niekoniecznie przypadną Ci do gustu. Twoi podopieczni potrzebują jedzenia, leków, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. A to, co uda Ci się pozyskać z własnego domu, wystarczy na góra dwa dni. Później musisz szabrować, a większość lokacji nie jest bezludna. Pół biedy jeśli mieszkańcy danego budynku są agresywni – wtedy podział ról jest jasny. Gorzej jeśli w roli agresora występujesz Ty. Pewnego razu bieda tak przycisnęła moich ludzi, że postanowiłem wysłać Pavle na szaber do domu bezbronnych staruszków. Zgarnąłem tam wszystko, co udało mi się zmieścić do plecaka. Do dziś pamiętam dziadka drepcącego za mną po ich domu i błagającego żebym nie zabierał chociaż leków <jednego z najcenniejszych towarów w grze>, bo jego żona bez nich nie przeżyje. Moi ludzie przymierali głodem, więc przedłożyłem ich życie nad anonimową staruszkę. Zabrałem wszystko. I nadal czuję się z tego powodu jak skończony gnojek. A takich akcji jest dużo więcej. Napotkany w ruinach bezdomny proszący o cokolwiek do jedzenia. Przychodzące z sąsiedztwa dzieci, których mama jest chora i bardzo potrzebuje leków. A w tym wszystkim Ty i decyzja – narazić swoich by pomóc innym? Czy dbać tylko o swoich podopiecznych, a inni niech zdychają? Tu nie ma opcji powrotu do ostatniego zapisu. Nie przetestujesz wszystkich opcji żeby wybrać najkorzystniejszą. Decyzje podejmujesz na gorąco i musisz ponieść ich konsekwencje. A tych nieetycznych gra nie puszcza płazem. Jeśli kogoś okradniesz <a tym bardziej zabijesz> morale w zespole poważnie oklapnie.
Czasami trzeba sięgać po środki ostateczne…
Choć większość gry spędzisz na skradaniu, walka też jest możliwa. Jest to jednak trudna i w gruncie rzeczy mało opłacalna droga. Walka wręcz z uzbrojonymi w karabiny i strzelby przeciwnikami jest ryzykowna <choć można atakować ich z zaskoczenia nożem>. Broń palna jest droga i trudno dostępna, a amunicji do niej wiecznie brakuje. No i, przede wszystkim, stan psychiczny Twoich ludzi poważnie na tym ucierpi. Jeśli chcesz wkroczyć na wojenną ścieżkę, zadbaj o solidne zapasy alkoholu i wygodne wyposażenie domu < jedno i drugie poprawia kondycję psychiczną>. Swoją drogą nasuwa się tu ciekawa refleksja – wystarczy zapewnić ludziom luksusy i alkohol, a nie będą się przejmować tym, że muszą kraść i zabijać. Zbyt często ten scenariusz pojawia się też w prawdziwym życiu.
Oprawa wizualna i dźwiękowa świetnie dopełniają ponury klimat gry. Grafika jest minimalistyczna, utrzymana w szarej tonacji i lekko stylizowana na szkic. Muzyka jest równie oszczędna, ale świetnie wpasowuje się w atmosferę. Kilka kawałków na stałe trafiło na moją playlistę. Partii dialogowych nie nagrano wcale. Wszystkie rozmowy i opisy prezentowane są w formie tekstowej.
… a czasami ostateczność pozostaje jedynym wyjściem.
Czy TWOM to tytuł bez wad? Aż tak dobrze nie ma. Mój główny zarzut jest natury logistycznej. W ciągu jednej nocy na szaber można wysłać tylko jedną osobę i tylko do jednego miejsca. Trochę to bzdurne, bo jeśli wpadam do budynku tylko po pęczek warzyw, który poprzednio nie zmieścił mi się do plecaka i zajmuje mi to raptem 20 minut czasu gry logicznym jest, że resztę nocy poświęciłbym na wypad do innego miejsca. Dobrym rozwiązaniem byłaby też możliwość wysłania na szaber kilku osób na raz. Nocne naloty obcych zbieraczy są przeważnie grupowe. Dlaczego oni mogą szabrować w grupie, a my nie? Czasami gra zbyt mocno ogranicza też ilość lokacji, do których można się wybrać. Jeśli przyjdzie zima, albo walki w mieście się nasilą, mniej więcej połowa miejscówek przestaje być dostępna <bo są zasypane śniegiem, albo właśnie się tam tłuką>. I raptem okazuje się, że mogę wybrać się tylko do czterech lokacji, z których dwie już wyczyściłem do zera, jedną zajmują zakapiory z kałachami, z którymi nie mam szans, a w ostatniej mieszka para staruszków, których okradanie zafunduje moim ludziom moralniaka na dłuższy czas. Robi się trochę nudno.
Wszystkie wady, o których wspomniałem blakną jednak w zestawieniu z klimatem tego tytułu i aktualnością jego tematyki. This War of Mine jest grą o wojnie, ale nie jest grą wojenną. Przeciwnie, jest tytułem silnie antywojennym i chałwa 11bit Studios za to. Za mało jest produkcji, które odbrązawiają wojnę, pokazują jej obleśną paszczę w pełnej krasie i walczą z przesadną gloryfikacją. Zbyt rzadko podkreśla się, że konflikt zbrojny to nie tylko efektowne potyczki i zorganizowane działania taktyczne. Chylę czoła i podpisuję się pod tytułowym sloganem wszystkimi kończynami: Fuck the War!
Ocena: 9/10
Zalety:
+ Oryginalna tematyka;
+ Gęsty, soczysty klimat;
+ Wali po emocjach;
+ Odbrązawia wojnę;
+ Świetne tło muzyczne.
Wady:
– Szabrować może tylko jedna osoba i tylko w jednej lokacji;
– Czasami zbyt mało lokacji do wyboru;
– Po kilku rozgrywkach wkrada się monotonia.
„zagrażają wszechobecni snajperzy, zostają więc w domu(….) jedzą, przyjmują wizyty sąsiadów i wędrownego handlarza”
kolejny idiotyzm gry – handlarzom i sąsiadom snajperzy nie zagrażają? 😉
Pewnie spróbuję – jak Ty polecasz klimat to coś musi być na rzeczy. A co do „brzydkiej” wojny – to w sumie w Wiedźminach też jest taka. Zwłaszcza w 3 części – lamenty, trupy, zgliszcza, bieda… tylko trzeba chcieć to zauważyć w pędzie za expem 🙂
Wygląda na to, że na Twoim podwórku panuje zawieszenie broni. Nie tylko spacerują po nim swobodnie handlarz i goście, ale i swoich ludzi możesz wyprowadzić na spacer i włos im z głowy nie spadnie. 😉 Z drugiej strony, zimą jedynym źródłem wody jest śnieg. Zbieranie go pod ostrzałem snajperów byłoby trochę wkurzające. 🙂