To, jak istotny jest ogień w trasie, jest jasne chyba dla każdego. Ogrzeje, wysuszy, oświetli, podgrzeje jedzenie. Ale żeby móc rozkosznie relaksować się w ciepełku trzeba najpierw wiedzieć czym i jak ten ogień rozpalić. I o tym właśnie pogadamy sobie dzisiaj.
Jedynym źródłem ognia dla naszych przodków były okazjonalne uderzenia pioruna. Metoda dość skuteczna – jeśli się doczekasz. Ale zanim do tego dojdzie wymarzniesz się niemożebnie, a samo pozyskiwanie może być dość wstrząsającym doświadczeniem. Na szczęście jest cały wachlarz prostszych i bezpieczniejszych metod rozpalania ognia.
Do najpopularniejszych należą:
- zapałki – w zupełności wystarczą zwykłe, dostępne w każdym kiosku. Niegłupim pomysłem będzie przechowywanie ich w szczelnym pojemniku i zabezpieczenie główek warstwą wosku. Jeśli jednak chcesz być bardziej pro i błysnąć w survivalowym towarzystwie, możesz pokusić się też o wodoodporne zapałki sztormowe, albo odpalające od każdej powierzchni zapałki kowbojskie;
- zapalniczka – niezależnie od tego, czy preferujesz zapalniczki gazowe, czy też klasyczne benzynówki, zapalniczka jest tanim i prostym sposobem na rozpalenie ogniska w niemal każdych warunkach atmosferycznych. No i kupisz ją niemal wszędzie;
- krzesiwo – dawniej krzesano ogień za pomocą krzemienia i kawałka hartowanej stali węglowej. I nadal możesz tak robić, posiłkując się np. nożem z węglówki. Możesz też zaopatrzyć się w jedno ze współczesnych krzesiw. Najpopularniejsze są te oparte na magnezie. Zeskrobujesz warstwę łatwopalnego materiału i uderzasz nad nią metalową częścią w krzesiwo by wywołać iskrę;
- szkło – szklane butelki, których niestety pełno w lasach, mogą stać się Twoim sprzymierzeńcem. W słoneczny dzień, odpowiednio skupiona wiązka światła pozwoli uzyskać płomień. Możesz też zabrać lupę, albo wykorzystać inne powierzchnie skupiające – np. wypolerowane denko puszki;
- tarcie – jeden z najbardziej klasycznych (i upierdliwych) sposobów pozyskania ognia. Intensywnie wiercisz patykiem w deseczce tak długo aż tarcie spowoduje zapłon. Ewentualnie tak długo aż skończy Ci się zasób przekleństw i rozgrzejesz się od samego wiercenia. Trochę łatwiej będzie jeśli przygotujesz sobie mały łuk, którego cięciwą opleciesz patyk. W ten sposób odpada Ci konieczność silnego zaciskania rąk na drążku. Możesz też wydrążyć kanalik w płaskim kawałku drewna i przesuwać w nim dopasowanym drugim kawałkiem;
No dobra, masz już źródło ognia. Ale taki płomyk, czy iskra nie wytrzymają długo. Potrzebne Ci paliwo. Rozprawmy się jednak najpierw z nomenklaturą. To, z czego rozpalamy ognisko dzieli się na podpałkę i rozpałkę <lub, jak mówią wojskowi, rozpałkę wstępną i właściwą>. To pierwsze to zapalnik ogniska. Jego zadaniem jest przechwycenie iskry i przekazanie płomienia do rozpałki, czyli większej kupki łatwopalnego materiału, która ma podtrzymać płomień na tyle długo by zajęło się drewno. Niektórzy upychają materiały na podpałki i rozpałki do różnych szufladek, ale ja nie widzę w tym sensu. Bo co niby stoi na przeszkodzie żebym np. zrobił podpałkę z mniejszych kawałków kory, a potem rozpałkę z większych?
Do najpowszechniejszych materiałów rozpałkowych należą:
- papier – chyba najbardziej znany typ rozpałki. Pytanie o „jakiś kawałek papieru” jest zazwyczaj pierwszym, które pada po ustawieniu szkieletu ogniska. Powinien być suchy i raczej nie śliski <taki gorzej się pali>;
- drewno – jeśli masz dostęp do suchego drewna, w zasadzie niepotrzebny Ci inny materiał. Możesz mieć ognisko w 100% z drewna. Drobne szczapki jako podpałka, suche gałązki i większe szczapy jako rozpałka, gałęzie i kawałki drewna jako ognisko właściwe;
- kora brzozowa – kojarzysz tę najbardziej zewnętrzną warstwę kory brzozowej? Tę odstającą, cienką i trochę papierową? Podobnie jak papier, świetnie się pali. Pozyskując ten materiał staraj się jednak nie skrzywdzić drzewa – jemu ta kora potrzebna jest jednak trochę bardziej;
- hubka – nieodłączny towarzysz tradycyjnego krzesiwa. Klasyczną hubkę wykonywano z nadrzewnych grzybów, wymoczonych w odwarze z popiołu drzewnego, wysuszonych i zmielonych na proszek. Ale można ją zrobić również z puchu, suchej trawy, czy materiału <np. len>;
- pałka wodna – jeśli jesteś w pobliżu zbiornika wodnego, możesz wykorzystać pałkę wodną. Oczywiście po uprzednim wysuszeniu;
- cała reszta – wysil survivalową wyobraźnię. Rozpałką może być wszystko, co jest suche i dość luźno skupione. Puch, pęczki trawy, wata i gaza <jeśli masz ze sobą apteczkę>, kłaki z ubrania i wszelkie inne, łatwopalne śmieci.
Ok, podstawowe materiały na porządne ognisko już mamy. Następnym razem zajmiemy się typami ognisk. Jeśli zapomniałem o jakimś dobrym materiale na rozpałkę, dorzuć swoje propozycje w komentarzach.
Do przeczytania!
Tampony, są małe ale mają mnóstwo waty w środku oraz wodoodporne dopóki są zawinęte w folii. Wyjmujesz z folii i wybebeszasz watę z środka a jak rzucisz na takiego iskrę z krzesiwka to pięknie się jara.
Ciekawy pomysł. Dzięki za radę! 🙂
Brawo, fajny blog. Jak to zwykle u Ciebie teksty rzeczowe i z odrobiną inteligentnego humoru.
Nie wiem co Cię skłoniło do pisania, ale mam nadzieję, że wystarczy Ci sił i chęci. Może niekoniecznie codziennie jak do tej pory, ale chociaż raz na jakiś czas… 🙂
Codziennie raczej nie dam rady, ale dwa razy w tygodniu powinno się udać. 🙂